Wczoraj po południu usiadłam do malowania tego krzesła... i udało mi się oderwać od pracy o szóstej... rano. To moja pierwsza przygoda z patchwork painting, na pewno nie ostatnia.
Widać pewne niedociągnięcia, zwłaszcza w cieniowaniu, oraz brak paru warstw lakieru na wykończenie (skończył mi się nad ranem), ale to zdecydowanie moje ulubione krzesło w domu. Miłej niedzieli!
Ps. Jak się wstaje skoro świt, o piętnastej, to w miarę dobre do robienia zdjęć światło ma się tylko na balkonie. :)
pięknie :-)
OdpowiedzUsuń